Światło Studyjne: od Rembrandta do krawędzi
~ Lekcje ze Studiem2.8
Dzisiaj pokażę wam, jak dużą różnicę mogą sprawić niewielkie zmiany ustawiania modyfikatora względem modela oraz zachęcić do tego, aby eksperymentować w studiu i bawić się światłem studyjnym!
Jako punkt wyjściowy do dzisiejszej lekcji przyjmiemy klasykę fotografii studyjnej, czyli oświetlenie Rembrandtowskie.
W skrócie, jest to ustawienie, w którym źródło światła (w naszym przypadku lampa z głęboką octą o średnicy 100cm) jest skierowane pod kątem 45 stopni do modela oraz 45 stopni do płaszczyzny podłogi. Jest to chyba najbardziej powszechne ustawienie światła, od którego większość fotografów zaczyna swoją przygodę z błyskiem.
Ten rodzaj oświetlenia ma wielu zwolenników, głównie ze względu na to, że światło, które otrzymujemy, cechuje się dość dużą plastyką oraz ciekawą grą światła i cieni.
Ma on natomiast też jedną potencjalną wadę. Światło, będąc częściowo skierowane na tło, bezpośrednio na nie wpada, przez co uzyskujemy dość rozświetlone tło i tracimy nieco na głębi. Będzie to problem dla fotografów, którzy lubią tło mniej doświetlone oraz większą separację między poszczególnymi planami zdjęcia, natomiast pracują w małych studiach niepozwalających im na zwiększenie dystansu między modelem a tłem (odsunięcie modela wraz ze źródłem światła od tła w naturalny sposób by je przyciemniło).
Jak temu zaradzić? Mam dla was dobrą wiadomość, zmiana studia na większe nie będzie konieczna ;) Wystarczy po prostu zmienić kąt ustawienia modyfikatora względem modela. Im szerszy kąt, tym mniej światła wpada na tło :)
Spójrzcie na te trzy różne kąty padania światła na modela i tło.
Pierwsze zdjęcie z lewej to klastyczny Rembrandt, czyli światło ustawione pod kątem 45 stopni względem modelki. Na środkowym zdjęciu, światło zostało lekko odkręcone od modelki w kierunku aparatu, znajdując się pod kątem około 60 stopni. Na ostatnim zdjęciu, światło zostało jeszcze bardziej odkręcone i jest teraz pod kątem 90 stopni, równolegle do tła. To ustawienie nazywa się świeceniem krawędzią.
Jak te delikatne ruchy modyfikatorem i zmiany kąta padania światła wpłynęły na zdjęcia? Zobaczcie sami :)
f6.3, 1/125 s, ISO 160
Zdjęcie wyjściowe, ze światłem pod kątem 45 stopni ma najjaśniejsze tło i najmniej separacji między modelką a drugim planem. Kolejne zdjęcie, które zrobione było już z lekko przyciętym światłem ustawionym pod kątem 60 stopni, ma ciemniejsze tło. Natomiast najciemniejsze tło i największa separacja zostały osiągnięte świecąc krawędzią.
Zmiana w wyglądzie tła to oczywiście nie jedyna różnica. Spójrzmy na twarz modelki.
Pierwsze typ oświetlenia jest najbardziej kierunkowy i kreuje najbardziej dramatyczny efekt; podkreśla kontury kości policzkowych i nosa. Na środkowym zdjęciu, światło jest miększe, a cienie delikatniejsze. Ostatnie światło (świecenie krawędzią) jest natomiast najbardziej delikatne i malarskie.
*Pamiętaj: Zwiększajac wartość kąta zmniejszamy ostrość przejścia światła w cień na twarzy. Najintensywniejsze było ono przy kącie 45 stopni, a najdelikatniejsze przy kącie 90 stopni.
Która opcja najbardziej wam się podoba? :)
Mam nadzieję, że podobał Wam się ten wpis! Dajcie też znać, o czym chcielibyście jeszcze usłyszeć. Możecie napisać komentarz pod tym postem, albo wpaść na Instagram.
Wasz feedback jest nieoceniony. Dziękuję, że tu jesteście!
Do następnego razu,
Kasia